28 września 2013

34. Chapter


No One POV


Wszyscy siedzieli na szpitalnym korytarzu czekając na wieści o Cassie Wilde.
Ta noc zostanie w pamięci każdego z osobna.
Madison Montana, nigdy nie zapomni tego dnia, zostanie wyryty w jej głowie na zawsze. Widok jej przyjaciółki, przytłoczył ją tak bardzo,chciała krzyczeć ile sił w płucach, chciała żeby Bóg ją ocalił,była warta tego,gdyby mogła zamieniłaby się miejscami z brunetką zrobiła by to bez wahania.
Nic nie może zrekompensować bólu który towarzyszy jej od chwili w której Cassie została porwana,nic nie może się równać z bólem który przeszła jej przyjaciółka, zostało jej tylko jedno... gorliwie modlić się do Boga aby oddał ją z powrotem.
Justin Bieber, światowej sławy muzyk, to co dzieje się w jego głowie nikt nie chce nawet wiedzieć, zatraca się w bólu,który dusi go tak bardzo że nie może oddycha,bólu który rozrywa jego klatkę piersiową.
Gdyby tamtej nocy wybiegł za nią od razu, nic by się nie wydarzyło. Jego miłość byłaby cała i zdrowa, siedzieliby pewnie w domu i oglądali jakąś komedię romantyczną... Cassie zawsze je uwielbiała.
Szatynowi napłynęły łzy do oczu ,pierwszy raz tego wieczoru pozwoli na to by jego emocje wyszły, pierwszy raz jest w kimś bezgranicznie zakochany, po raz pierwszy zdał sobie sprawę że może stracić tą miłość na zawszę i bezpowrotnie.
Nick , Xavier i James, nie potrafili dobrać słów tak aby wesprzeć brązowookiego , bo żadne słowa nie uśmierzą bólu, żadne słowa nie sprowadzą ją z powrotem. Tego wieczoru każdy z nich zrozumiał aby cieszyć się chwilą ze swoją ukochaną, bo nie wiadomo która będzie ostatnią.
Co chwilę spoglądali na szatyna siedzącego na podłodze z głową schowaną między kolanami.
Przez ciszę która panowała między nimi, mogli usłyszeć szloch 22-latka.
Ronso po raz pierwszy widział Biebera w takim stanie. Pomyślał o swojej narzeczonej która jest w 7 miesiącu ciąży, nie chciał nawet myśleć co by zrobiły gdyby to on był w takiej sytuacji. Co by zrobił gdyby jego kobieta została porwana ,brutalnie pobita... prawie martwa.Nawet nie chciał myśleć o tym aby była postrzelona, na samą myśl o tym aż gotowało się w nim.
Jedynie może sobie wyobrazić ból który przechodzi jego stary przyjaciel. Bo żaden ból nie równa się z bólem utraty ukochanej.


Justin POV

Jak to się mogło stać?. Nie powinno mnie tu być, nikogo z nas.
Cassie powinna teraz leżeć w łóżku, przytulona do mnie. Chce czuć jej ciepłe ciało, chce usłyszeć jej głos, jej piękny chichot, który jest melodią dla moich uszu. Chcę móc powiedzieć że ją Kocham, poszedłbym dla niej na koniec świata i jeszcze dalej, niech Bóg da mi tą szansę.

Jest już nowy dzień a ja nadal nie mam wieści o Cassie ..to dobrze czy źle?. Wszyscy jesteśmy zmęczeni tym czekaniem,chcę móc ją zobaczyć, pocałować. Tak bardzo mi jej brakuje.
Gdy zamykam oczy widzę sceny z wczoraj... nigdy tego nie zapomnę, widok Cass leżącej w kałuż krwi,jej ciało zmasakrowane przez tego skurwiela. Próbowałem o tym nie myśleć ale to za każdym razem wraca.
Zastępowałem te myśli dobrymi chwilami które spędziliśmy ale nawet to nie pomaga.
Odzyskałem ja po to aby ją po chwili stracić, jaki to ma sens... żaden.
Nie dopuszczam do siebie wiadomości że ona może przegra tą walkę, nasza miłość jest silna, przezwycięży wszystko,bo miłość zawsze zwycięża na końcu.
- Justin idziemy na dół do kawiarni chcesz coś. Z myśli wybił mnie głos Madison. Podniosłem głowę i spojrzałem na blondynkę.
Miała podpuchnięte oczy od płaczu zresztą ja pewnie nie wyglądam lepiej .Westchnąłem po czym przetarłem rękoma twarz.
- Nie, dzięki. Odpowiedziałem. Nie miałem ochoty na nic,chciałem tylko moją Cassie.
- Nie wyglądasz najlepiej, z resztą my wszyscy nie wyglądamy. Spojrzała na pozostałych, po chwili jej wzrok z powrotem padł na mnie. - Przyniesiemy tobie kawę i nie ma żadnych wymówek,każdemu z nas przyda się trochę kofeiny. Westchnęła.
Przeczesałem rękoma moje nieokiełznane włosy,próbując wymyślić jakąś wymówkę ale miała rację potrzebuję kawy i to w dużej ilości .
- Masz rację, przyda mi się duża dawka kofeiny. Blondynka pokiwała głową,zaczęła odchodzić w kierunku czekających na nią towarzyszy.
- Madi!  Zawołałem. Dziewczyna odwróciła się .
- Tak?. Zapytała zmniejszając odległość między nami. Dusiłem w sobie to od kilku godziny, muszę z kimś o tym porozmawiać
- Czuję że ją tracę. Szepnąłem, a łzy które powstrzymywałem od dłuższego czasu, zaczęły płynąć po moich policzkach. Zielonooka usiadła na podłodze obok mnie. Przez chwilę panowała między nami cisza,ani ja ani ona nie wiedzieliśmy co powiedzieć.
- Ona jest bardzo silna. Odezwała się blondynka. Spojrzałem na nią,wzrok miała wbity w ścianę na przeciwko nas.- Zawsze była. Zaśmiała się.- Wiesz kiedy byłyśmy małe, miałyśmy chyba z 9 lat. Pewnego dnia wracałyśmy ze sklepu i szło dwóch chłopaków byli może o 2 lata starsi od nas. Zaczęli nas zaczepiać i wyzywać. Jeden z nich uderzył Cassie a ona upadła. Westchnęła.
Moje oczy były w wielkości 5-cio złotówki, Cass nigdy mi nie opowiadała o swoim dzieciństwie a ja nigdy nie pytałem. Myśl że ktoś mógł ją skrzywdzić kiedy miała za ledwie 9lat  sprawiała mnie o ból głowy a moja złość gotowała się we mnie.
Spojrzałem na dziewczynę, która mówiła dalej.
- Ale najlepsze jest to że ona wstała,otrzepała się. Podeszła do tego chłopaka i sprzedała mu prawego sierpowego. Pokręciła głową. Spojrzała na mnie - Nie uroniła ani jednej łzy ,wiesz. Jest silniejsza niż nam się wszystkim wydaje. Musimy mieć nadzieję Justin ,musimy wierzyć że wróci do nas. Powiedziała po czym wstała. Zaczęła odchodzić,kiedy spontanicznie się odwróciła do mnie:
- Twoja miłość do niej i jej miłość do ciebie, wzmocniła ją. Jeszcze nigdy nie widziałam jej tak zakochanej Justin. Pamiętaj nadzieja umiera ostatnia. Powiedziała odwracając się ode mnie znikając za białymi drzwiami.
'Jeszcze nigdy nie widziałam jej tak zakochanej' to jedno zdanie spowodowało lekki uśmiech na mojej twarzy, ona na prawdę jest we mnie zakochana, moja bezgraniczna miłość do niej jest odwzajemniona.

Byłem tak zatracony w swoich myślach nie zważając na  lekarza stojącego obok mnie.
Szybko wstałem otrzepując swoje spodnie.
- Witam jestem Dr. Stive Jobs. Przedstawił się. -Cassie Wilde to pańska rodzina. Zapytał.
- Nie, jestem jej chłopakiem. Czy wszystko z nią w porządku, jak ona się czuję.Odpowiedziałem po czym od razu zacząłem zadawać pytania.
- Przykro mi informacje możemy podawać tylko rodzinie Panny Wilde. Odchrząknął
- Jej mama i tata nie żyją,ja jestem jej jedyną rodziną . Odpowiedziałem defensywnie.
- To zmienia kolej rzeczy. Westchnął spoglądając na papiery które trzymał w rękach - Nie mam dobrych wieści, nie będę pana zwodził panie... .Zatrzymał się
 - Bieber, Justin Bieber. Przedstawiłem się.
Mężczyzna odchrząknął. - Więc, Panie Bieber, nie mam dobrych wieści, pańska dziewczyna straciła bardzo dużo krwi, po za tym trafiał do nas z 2-ma ranami postrzałowymi, w tym jedna rana postrzałowa brzucha ,była na tyle poważna , musieliśmy natychmiast operować, po za tym liczne siaki, złamane 3 żebra,przebita śledziona, rozcięta warga- łuk brwiowy, otwarta rana na głowie, wstrząs mózgu. Mógłbym wymieniać bez końca. Jeśli chodzi o jej stan,jest stabilna ,monitorujemy ją.
Jest na intensywnej terapii, Niestety rokowania nie są po jej stronie. Westchnął. - Jeśli wyjdzie z tego, istnieje możliwość że się nie obudzi. Jej mózg został uszkodzony, nie wiemy jak wielkie są te szkody. Musimy czekać. Spojrzał na mnie. - Proszę nie tracić nadziei, ona jest silną kobietą. Powiedział dając mi blady uśmiech.
Natłok informacji spowolnił moje myślenie, jej mózg jest uszkodzony,ale przecież może się zregenerować,prawda?  Ona jest silna ,nie może mnie opuścić. Nie,nie,nie ona wróci do mnie.
Przetarłem ręką czoło,po czym spojrzałem na lekarza. Miałem jeszcze tylko jedno pytanie:

-CZY  MOGĘ JĄ ZOBACZYĆ.?




_________________________________________________________________________

 ok.  pytaliście się czy ją zabił....
                                                        **
Jak zauważyliście rozdziały są dłuższe (jestem dumna sama z siebie haa )
Nie będę się rozpisywać, niech wasza wyobraźnia działa :D

Dziękuje za 33K wyświetleń, chociaż komentarzy jest mało, wiem że dużo osób czyta :)
Po prostu jesteście za leniwi aby zostawić komentarz ( przyznaje się ja też tak mam) ale wyświetlenia mówią same za siebie xD

CZYTASZ = KOMENTUJESZ


24 września 2013

33. Chapter


Cassie POV

Nie wiem jak długo jestem w tym ciemnym, zimnym i śmierdzącym pomieszczeniu.
Jedyny źródłem światła był księżyc, jego blask przedostawał się przez szczeliny desek w oknie.
Próbowała się podnieść ale od razu tego pożałowałam,moja głowa pękała z bólu, momentalnie zakręciło mi się w głowie.
Zsunęłam się po ścianie upadając na kolana.
Czy ktoś mnie szuka? Czy zorientowali się że mnie nie ma? Kto mnie porwał i dla czego to zrobił?
Tyle pytań i żadnej odpowiedzi. Czy ktoś na prawdę mnie tak nienawidzi aby dopuścić się do czegoś takiego.

Nigdy bym nie pomyślała że mnie to spotka, bo przecież takie sytuacje zdarzają się tylko w filmach, prawda?
Pokręciłam głową i zaczęłam się śmiać z własnej głupoty, przecież ja właśnie jestem w takiej sytuacji i nic nie wskazuje na to że ktoś mnie uratuję.
Czuję że dzisiaj spotkam się z moimi rodzicami tam u góry, mam tylko nadzieję że na mnie czekają.
 Najbardziej będzie mi brakowało 2-ch osób, które kocham ponad wszystko.
Justina: Dobrego ,słodkiego kochanego,troskliwego i nie oszukujmy się z zabójczym uśmiechem i pięknym ciałem.
Justin będzie mi brakowało twoich pulchnych ust na moich, twojego ciepłego ciała  tulące moje, twojego głosu szepczącego mi do ucha, twojego głupiego poczucia humoru (na samą myśl uśmiechnęłam się do siebie) chyba nikt nigdy go nie zrozumie ale dzięki niemu mój dzień stawał się lepszy. Żałuję tylko jednego że nie pokazałam tobie jak bardzo cię kocham, jak bardzo jestem tobie wdzięczna za to że byłeś dla mnie w najtrudniejszych chwilach. Będzie mi ciebie brakowało, ale HEJ na pewno spotkamy się tam na górze,będę czekać na ciebie.
Madison: Spontaniczna,zawsze uśmiechnięta, doba siostra... najlepsza jaką mogła mieć. Chociaż nie jesteśmy spokrewnione, czułam niewidzialną więź między nami. Rozumiałyśmy się bez słów, zawsze wspierałyśmy się , dodawałyśmy sobie odwagi, miałyśmy te same marzenia i dążyłyśmy aby je spełnić,szłyśmy ramię w ramię prze trudności które napotykałyśmy. Razem tworzyłyśmy mieszankę wybuchową. Westchnęłam
Będzie mi ciebie brakowało,twoich wybuchów głupawki ,twoich krzyków i głupiego śmiechu który był zaraźliwy, twojej gorącej czekolady...nic się jej nie równa.
Do moich oczu zaczęły nabierać się łzy. Kocham Cię Madi! Jeśli mnie tu nie będzie,będę tam u góry patrzyła na ciebie, chroniła i w spierała. Nie będziesz mnie widziała ale zawszę będę przy tobie i przy Justinie.
Wytarłam spływające łzy z policzka.
 Musiałam się pożegnać,nie ma ich tu, wiem że mnie nie usłyszą, poczułam że muszę to zrobić. Czułam lekką ulgę, chociaż ból w sercu cały czas pozostał.
Jest tyle rzeczy które chciałam zrobić, zawsze twierdziłam że mam na to dużo czasu... oo ironio.
Teraz siedzę tu i czekam na śmierć.

Usłyszałam odgłos kroków, były coraz bliżej.
Spojrzałam w stronę drzwi czekając na to co ma się zaraz wydarzyć. Przełknęłam gule w gardle a moje ciało mimowolnie zaczęło się trzęś. Tak to już mój koniec, jestem tego pewna.
Zostałam oślepiona przez światło które wpadało do pomieszczenia przez otwarte drzwi.
Moje oczy musiały się przyzwyczaić ponieważ w pomieszczeniu panowała ciemność.
Za nic nie mogłam rozpoznać postaci stojącej w drzwiach.
- Widzę że się obudziłaś. Odezwał się tajemniczy człowiek. Ten głos,gdzieś już go słyszałam.
- Co ja tu robię. Zapytałam łamiącym się głosem. Mężczyzna podszedł bliżej,dzięki czemu mogłam się mu przyjrzeć.
- R-Randy?. Zapytałam z niedowierzaniem. - Dlaczego to robisz?. Szepnęłam.
Przykucnął koło mnie łapiąc za mój podbródek tak abym patrzała prosto na jego twarz, na której widniał jego ohydny uśmieszek.
- Mówiłem że mam zamiar dokończyć to, co zacząłem kilka miesięcy temu. Po czym gwałtownie szarpnął mnie za ramię tak abym wstała.
- P-proszę nie rób mi krzywdy. Załkałam, próbując oswobodzić swoje ramię z jego morderczego uścisku.
 - Oh, kochanie mam zamiar się z tobą zabawić. Mam zamiar cie pieprzyć aż stracisz przytomność,będę to robił w kółko i w kółko.  Zaśmiał się - A potem jak mi się znudzisz... Pomyślał przez chwilę - Będę cię torturował, jeszcze nie wiem dokładnie jak, ale nie martw się rozrywki nam nie zabraknie.Puścił mi oczko.NIE! NIE ! NIE!
Boże proszę cię jeśli tam jesteś, POMÓŻ MI!

Czym ja sobie na to zasłużyłam. To nie może się tak skończyć, nie chcę tracić swojego dziewictwa w ten sposób... nie chcę umierać w ten sposób.
- PROSZĘ NIE! Dam ci pieniądze,wszystko co chcesz, tylko nie rób mi krzywdy.Prosiłam.
Przycisnął mnie mocno do ściany,jego odrażający oddech uderzał w moją szyję.
- Nie będzie mi mówić co mam robić SUKO. Warknął - Nic nie zdoła mnie powstrzymać.
- Justin jest twoim przyjacielem,nic to dla ciebie nie znaczy? Zapytałam
 Uśmiechając się głupi pokręcił głową.
- Nie rozumiesz prawda? .Zapytał. - Udawałem jego przyjaciela,wszystko dla kasy i sławy kochanie.Ale kiedy zobaczyłem ciebie.... Oblizał swoje usta. - Będę miał ciebie pierwszy, nie masz pojęcia co mam zamiar z tobą zrobić a Justin nawet nie będzie podejrzewał swojego ''przyjaciela'', za bardzo wierzy w tą głupią przyjacielską wieź.
Patrzyłam w jego oczy i widziałam w nich złość,ciemność. Zero litości albo współczucia.
Nie mam zamiaru się poddać bez walki.
Moją uwagę przykuły drzwi które były cały czas otwarte, to byłam moja szansa.

Kiedy próbował mnie pocałować kopnęłam go w krocze i odepchnęłam po czym  zaczęłam biec w stronę drzwi
- Ty Suko. Warknął przez zaciśnięte zęby - To był błąd. Powiedział podnosząc się z podłogi.
Byłam już przy drzwiach kiedy zostałam pchnięta na podłogę. Siła pchnięcia była tak duża ,aż uderzyłam głową o betonowe podłoże.Byłam lekko oszołomiona,  zajęło mi  chwilę abym doszła do siebie. Kiedy to się już stało szybko wstałam próbując uciec jeszcze raz. Niestety na marne. Złapał mnie z szyję i po raz drugi przycisnął do ściany.
- A ty kurwa myślisz że gdzie idziesz?!. Wrzasnął prosto w moją twarz.- Jeśli tak wolisz się bawić. Dodał po czym z całej siły uderzył mnie pięścią w brzuch. Nie skończyło się tylko na jednym uderzeniu po 5-tym przestałam już liczyć. Bezwładna upadłam na podłogę,nie mając siły nawet płakać.
- Wstawaj KURWO jeszcze z tobą nie skończyłem. Wrzasnął.
Poczułam że zostaję pociągnięta za ramię do góry,a potem cios w twarz i kolejne uderzenia w brzuch i żebra. Przy ostatnim uderzeniu usłyszałam odgłos łamanej kości, ból przeszywający moje ciało był nie do opisania. Chciałam żeby to wszystko już się skończyło.
Rzucił mnie na podłogę po czym zaczął wyciągać coś z tylnej kieszeni spodni.
Przykucnął pokazując mi przy tym to co miał schowane.
Przełknęłam głośno ślinę, wiedząc że to już mój koniec.
- Widzisz,to jest mój najlepszy przyjaciel. Zaczął machać bronią przed moją twarzą. - Jeśli będziesz grzeczna,nie użyję go,chociaż bardzo mnie kusi.
Wolałam umrzeć niż być mu posłuszna i tak ma zamiar mnie zabić nie mam już nic do stracenia.
 - Pierdol się. Krzyknęłam po czym oplułam go.
 - To był twój kolein błąd. Powiedział  wycierając twarz. Wstał i skierował broń prosto na mnie. Zamknęłam oczy i czekałam na to co ma zamiar się stać. Usłyszałam odgłos wystrzału, poczułam ostry ból przeszywający moje  ramię.
Spojrzałam na swoje lewe ramię. Postrzelił mnie, ten psychopatyczny gnojek mnie postrzelił.
Z rany zaczęła sączyć się krew, ból był okropny ale nie dawałam mu tej satysfakcji.
Zebrałam resztę swoich sił aby wstać.
- Tylko na tyle cię stać?! Jesteś nic nie wartym gównem! Nikt cię nie chce! Wolę umrzeć niż się tobie oddać!
Idź do diabła!. Zaczęłam krzyczeć prosto w jego obrzydliwą twarz, przy tym ciężko oddychając.Wszystko w okół mnie  zaczęło się kręcić
- Pozdrów ode mnie swoich rodziców. Powiedział ,śmiejąc się.
Usłyszałam kolejny strzała a po tym widziałam tylko ciemność..


_____________________________________________________________________

Nic nie mam do dodania ...
Zostawiam to wam .
Do następnego!
Przepraszam za błędy!

CZYTASZ = KOMENTUJESZ
xx 

17 września 2013

13 września 2013

32. Chapter



Madison POV


Boje się o Cassie,  co ja gadam jestem przerażona i sfrustrowana bo nie wiem jak pomóc.
Nie mogę jej stracić, nie mogę żyć z myślą że jej może nie być obok mnie,kiedy jest mi smutno, kiedy potrzebuję jej rad.Jej promienny uśmiech , jej poczucie humoru, zawsze potrafiła mnie rozweselić. Gdybym mogła cofnąć czas, gdybym mogła przewidywać przyszłość i ocalić moja najlepszą przyjaciółkę. Boże nie pozwól aby jej się stał krzywda. Ona już dosyć w życiu wycierpiała.
Śmierć ojca,nagła śmierć matki, teraz to porwanie czym ona sobie na to zasłużyła? Czy jest jeszcze na tym świecie jakaś sprawiedliwość ,czy dobry człowiek nie zasługuje na szczęście?

Siedzę na  skórzanej sofie zamknięta we  własnym świecie,nie wiedząc co się wokół mnie dzieje tak jakbym była zamknięta w mydlanej bańce widzę jak Justin,Nick i reszta rozmawiają ale ich nie słyszę, czy ja oszalałam?
Czy macie czasami takie uczucie że chcecie coś zrobić ,tak bardzo tego pragniecie ale jakaś siła nie pozwala wam na to? Bo ja tak się czuję tylko to jest o dwa razy silniejsze.
Poczułam jak ciepłe łzy lecą po moim policzku ,ta bezradność zabija mnie od środka.
Nie mogę być przy Cassie teraz kiedy najbardziej na świecie mnie potrzebuje.



Justina POV



Przysięgam jeśli ona położy łapy na mojej dziewczynie zabiję go gołymi rękami.
Mój cały świat ,moja najjaśniejsza gwiazda,osoba która zawładnęła całym moim sercem jest w niebezpieczeństwie a to tylko i wyłącznie moja wina. Jestem idiotą który nie potrafi ochronić własną kobietę,
nie zasługuję na nią ,nie zasługuję na jej miłość ale jestem egoistą i nie potrafię z niej zrezygnować ,nie potrafię wyprzeć się tej miłości choćbym nie wiem jak próbował.
Ona tam na mnie czeka aż po nią przyjdę,czeka aż ją uratuję i nie spieprzę tego, nie tym razem.

- Justin, Justin. Z myśli wybił mnie głos Xaviera.
- Co jest? Odwróciłem się w jego stronę.
- Dzwoniłem do James'a, pamiętasz go. Zapytał
Tak jakbym mógł o nim zapomnieć. James Jonas lider gangu ''Black Angels''. Pewnie myślicie że kawał chuja z niego ,ale tu się mylicie.
Otóż James ze wszystkiego na świecie szanuję rodzinę tzn . rodzinną wieź. 
Jeśli musi zabić wroga robi to,nie ma skrupułów, jest bez litosny ,zimny.
Dla rodziny jest miękki i współczujący -tak jakby miał dwie osobowości.
Czego najbardziej  nienawidził to tego jak facet postępuje z kobietą.
Śmieszne co nie? Gangster który nie lubi jak mężczyzna traktuję kobietę jak szmatę. Ale tu jest właśnie haczyk jego matka została kiedyś zgwałcona wie przez co kobieta w takiej sytuacji przechodzi.
- Tak co z nim? Zapytałem, nie wiedzą co dokładnie chce mi powiedzieć i po co rozmawiał z James'em.
- Jak już mówiłem wcześniej gang się tu przeniósł z Kanady a James nadal jest liderem, więc wie gdzie jest ten opuszczony budynek bo on należy do niego,zapoznałem go z całą sytuacją i będzie tam na nas czekał. Dodał
- To na co czekamy. Warknąłem 
Każda minuta jest cenna, każda minuta oddala mnie od Cassie, chcę już trzymać moją dziewczynę w swoich ramionach, chcę czuć jej miękką skórę i jej słodki zapach.
Chwyciłem za kluczyki od mojego Rang Rovera i odwróciłem się w stronę chłopaków.
- Będziecie tak stać jak kołki czy ruszycie tyłki. Po czym podszedłem do Madison która siedziała na sofie o dziwo w ogóle się nie odzywała ,tak jakby była w innym świecie.
Usiadłem obok niej i potrząsłem nią aby się otrząsneła.

-Madison,Madison.Powtórzyłem - Potrząsnęła głową, po chwili spojrzała na mnie.
-C-co. Wyjąkała wycierając kolejną łzę z policzka.
- Zostajesz w domu, jedziemy po Cassie, wszystko będzie w porządku sprowadzę ją do domu.
- Nie Justin  jadę z wami, ja- ja nie mogę tu siedzieć bezczynnie i czekać,muszę tam być dla niej proszę pozwól mi z wami jechać proszę . Błagała a w oczach pojawił się kolejne łzy które kolejno zalewały jej czerwone policzki.
 Spojrzałem na chłopaków i z powrotem na blondynkę.
Przetarłem rękoma twarz po czym westchnąłem.
- Dobra ale siedzisz w samochodzie i pod żadnym pozorem z niego nie wychodzisz,rozumiesz?
Dziewczyna wstając z sofy pokiwała twierdząco głową.
Wszyscy skierowaliśmy się w stronę drzwi.
Cassie idę po ciebie.
  
Wszyscy siedzieli w milczeniu,nikt nie odważył się powiedzieć choć jedne słowo.
Podróż wlekła się jak popieprzony ślimak, bynajmniej tak to odczuwałem, chcę jak najszybciej być już na miejscu i dopaść tego sukinsyna którego uważałem za przyjaciela .

**45 min później**

W końcu na miejscu nie obchodzi mnie że wielokrotnie przekroczyłem prędkości i wielokrotnie  przejeżdżałem na czerwonym świetleć,liczy się czas a czas to Cassie.

Tak jak Powiedział Xavier James czeka na nas przy starym budynku, oparty o swojego czarnego pickup'a.
Wziąłem głęboki oddech, spojrzeliśmy wszyscy na siebie po czym wyszliśmy z samochodu.
Jonas wyszedł nam na przeciw z wymalowanym uśmiechem na twarzy.
- Miło was widzieć chłopcy. Odezwał się spoglądając na mnie i na Xaviera.
Po chwili chwycił nas w niedźwiedzim uścisku, serio koleś? Już nie mam 15 lat.
Odsunął się i spojrzał na mnie.
- Co jest młody. Kiwnął głową.
- James dobrze wiesz co jest ,gdzie jest ten kutas ma moją dziewczynę. Warknąłem
Zacząłem się niecierpliwić tak jak powiedziałem ''czas to Cassie''.
- Słuchaj Justin nie mam nic w spólnego z porwaniem twojej dziewczyny serio, nie wiem co wstąpiło w tego dzieciaka,mamy przez niego przesrane u policji . Dzisiaj przerwał granicę, biorąc niewinną dziewczynę która jakby nie patrzeć należy do rodziny bo jest twoją kobietą mimo że nie jesteś już w naszej drużynie cały czas jesteś dla mnie rodziną tak samo ty Xavier. Spojrzał na chłopaka.- Randy jest wypisany z niej na dobre ,nie toleruję niesubordynacji, nie lubię bezmyślności a najbardziej nienawidzę braku szacunku. Dodał
Wypisanie z rodziny oznacza śmierć, każdy kto był w gangu to wie , jego chwile są policzone.
Spojrzałem na stary opuszczony budynek. Był 3 piętrowy ,okna był zabite dechami, a ze ścian sypał się tynk.
- Ilu ich tam jest . Zapytałem nie owijają w bawełnę. Odraz dostałem odpowiedź
- 4 razem z Randy'm. Wiedziałem że będzie ze swoimi przydupasami, śmieszne teraz to dopiero dostrzegłem jaka z niego gnida.Kurwa a ja nazywałem go swoim przyjacielem.
- Słuchaj dzieciaku, ja idę pierwszy mam broń ,nie może nic się tobie stać pop star. Powiedział po czym mrugnął do mnie. Serio mrugnąłeś do mnie? Co tu kurwa jakiś kiepski film?. 'Justin uspokój się niedługo się to skończy a James się tylko z tobą droczy'. Ugh 
 Weszliśmy wszyscy do budynku pozostawiając Madison w samochodzie.

Reszta potoczyła się bardzo szybko, to co zobaczyłem złamało moje serce...


                                                                      **** 

Co zobaczył Justin?

________________________________________________________________

Bardzoooooo przepraszam że nie dawałam tak długo rozdziału ale stwierdziłam że odpocznę  od pisania. Wiem że te ostatnie nie były najlepsze :/
Mam nadzieję że jeszcze ktoś czyta i czekał z niecierpliwością na nowy rozdział.

Jakie wrażenia po przeczytaniu ?

Czytasz = komentujesz
( wiecie że motywujecie mnie do pisania! Nie? to teraz już wiecie ) :D

Buziaki i do następnego!
P.S
Przepraszam za błędy!!