17 lutego 2013
11. Chapter
Justina punkt widzenia :
Światło wbijało się przez zasłony budzą mnie, spałem krótko, jednak czułem że jestem wyspany.
Pierwsze co zrobiłem , to spojrzałem na zegarek ,było jeszcze dość wcześnie-pomyślałem 'No Scooter bracie nie będziesz na mnie wściekły' po czym sam do siebie się zaśmiałem.
Wstałem z łóżka przeczesują ręką swoje włosy, najlepiej spotkałbym się teraz z Cassie i dał jej buziaka na dzień dobry niestety musiałbym ją obudzić - wytrzymam do spotkania w końcu dzisiaj ćwiczymy nowy układ na koncert, Cassie na pewno będzie...nie mogłoby jej nie być, byłą tym podekscytowana .
Godzinę później, byłem już na sali wszyscy już byli..prawie wszyscy- Gdzie jest Cassie.
- Widział ktoś Cassie? zapytałem, jednak wszyscy kiwali głową że nie, czułem że coś musiało się stać. Nagle zauważyłem przyjaciółkę Cass, Madison - były jak siostry na pewno będzie wiedziała co z nią. Podszedłem do niej ,nie byłem pewien czy ona wie już o nas , zaryzykuje w końcu będę musiał jej zaufać.
- Hej Madison, gdzie jest Cassie? Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Czemu mnie pytasz o Cass? zapytała podejrzliwie, nie było czasu na pogawędki.
- Później pogadamy, nie wiesz co się z nią dzieje? Byłem lekko niecierpliwy.
- Zdziwiłam się że jej nie ma,byłyśmy tu umówione ,dzwoniłam do niej chyba ze 100 razy ale nie odbiera, zaczynam się martwić zawsze odbierała jak dzwoniłam. Widziałem że Madison zaczęła się nad tym zastanawiać.
- Ja spróbuję zadzwonić, może odbierze. Wyciągnąłem telefon z kieszeni, nie musiałem szukać numeru Cass, miałem ją na szybkim wybieraniu- był sygnał ale nikt nie odbierał, po chwili spróbowałem jeszcze razy- tym razem nie było sygnały- Cassie była niedostępna 'cholera coś jest nie tak'. Spojrzałem na Madison z niepokojem, dziewczyna stała i się we mnie wpatrywała
- I co? Zapytała-nie wiedziała co się dzieje.
Musiałem coś zrobić żeby to sprawdzić. spojrzałem ponownie na Madison:
- Madison pojedziesz ze mną zobaczyć co się stało ?
-okey. Madison kiwnęła że się zgadza ,po czym ruszyliśmy w stronę parkingu.
*20 minut później, byliśmy już na miejscu- zaparkowałem samochód i ruszyłem z Madisona w stronę drzwi ,szliśmy tak szybo że już byliśmy przy windzie a po chwili już na piętrze gdzie był pokój Cass.
Zacząłem pukać do drzwi, niestety nikt nie otwierał, coraz bardziej byłem sfrustrowany tym że nie mogę tam wejść. Zacząłem dzwonić do obsługi hotelu, aż w końcu portier przyszedł z zapasowym klucze.
Ogarnął mnie strach,bałem się wejść..bałem się tego co mogę zobaczyć- Boże jeśli ktoś zrobił jej krzywdę zabiję!
Otworzyłem drzwi...moje serce zamarło na widok Cassie.
- Madison szybko pomóż mi- zacząłem wołać dziewczynę.
Kiedy wbiegła do pokoju ,momentalnie zastygła ,jej oczy były wbite w leżącą na podłodze Cassie.
- O mój Bożeee , Cassie ,Cassie!- Zaczęła panikować.
- Madison opanuj się i wezwij pogotowie . Odezwałem się opanowanym głosem-chociaż sam w środku czułem że się rozpadam.
Dziewczyna momentalnie otrzeźwiała, wzięła telefon - wykręcają numer.
Podniosłem Cassie z podłogi i położyłem na łóżko. Jej ciało było bez życia, na szczęście wyczuwałem puls. Poczułem ulgę ' Dzięki Bogu żyje'. Patrzyłem na nią, wyglądała jakby spała.
Nagle ogarnęło mnie to uczucie że mógłbym ją stracić...nie wytrzymałbym tego. Nie wiem co bym ze sobą zrobił..nie mogłem teraz o tym myśleć, liczyła się teraz tylko Cassie
Podszedłem do łóżka chcąc usiąść, przydepnąłem coś- spojrzałem na podłogę...to było zdjęcie.
-Madison kto to jest? Zapytałem podnosząc zdjęcie z podłogi.
- To rodzice Cassie. Odpowiedział,dodając:
- Jej tata zmarł 3 lata temu ,tylko mama jej została,to smutne Cass bardzo przeżyła śmierć ojca, nie wyobrażam sobie jak by teraz coś stało się jej mamie,pewnie by się załamała.
Po chwili Madison mnie zawołała, chcą mi coś pokazać:
- Justin spójrz to jej telefon. Z przerażeniem spojrzała na mnie pokazując rozwaloną komórę.
- Co tu się stało,dlaczego Cass rzuciła swoim telefonem,to dziwne. Zacząłem się głębiej na tym zastanawiać. Odezwałem się:
- Masz numer do jej mamy, zadzwoń do niej,powinna wiedzieć o Cassie.
- Mam, zaraz zadzwonię.
Spoglądałem na Dziewczynę.
Madison nagle pobladła ,wiedziałem że z kimś rozmawia przez telefon ale nie byłem pewien czy to była mama Cassie.
- Hej wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. Stała w osłupieniu ze spojrzeniem wrytym we mnie.
- Justin mama Cassie.....jej mama, to nie możliwe.
Zaczęła chodzić w kółko trzymając się za głowę. Podszedłem do niej żeby ją uspokoić i w końcu się czegoś dowiedzieć.
- Madison co z jej mama? Zatrzymałem ją.
- NIE ŻYJE. Zaczęła płakać.
Przytuliłem Madison, prosząc o to żeby była silna dla Cassie. Sam też musiałem być dla niej silny.
* Godzinę później...
Nie wiem ile czasu minęło ,Madison zasnęła na sofie , Cassie leżała bez ruchu na szpitalnym łóżku, a ja czułem się nic nie warty nie mogąc jej pomóc.
Usiadłem na krzesełku przy łóżku, złapałem Cass za rękę - trzymałem ją tak, patrząc czy otworzy oczy...
Tak bardzo chciałbym zobaczyć jej piękne brązowe oczy, pocałowałem ją w rękę ,zacząłem płakać ' Kocham cię Cass, a ty nawet o tym nie wiesz'.
Szeptałem do siebie, 'tak bardzo chciałbym ci to powiedzieć'
***********
Rozdział z Madison i Justinem
Czy On pomoże Cassie otrząsnąć się z tej tragedii?
Powie swojej dziewczynie że ją kocha?
Mam dużo pomysłów na nowe rozdziały,nie wiem czy dalej pisać, nie wiem czy to się opłaca,
jeżeli nikt nie czyta...
To moje 'first' opowiadanie, nie liczę na wiele, dużo pracuje nad rozdziałami, z czasem będę coraz lepsza i rozdziały także.
:)
Fajnie by było zobaczyć kilka komentarzy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świetnie piszesz : ) . I pisz tak dalej .A co do opowiadania mam nadzieje że wszystko bd dobrze z Cassie : D
OdpowiedzUsuńSuper opowiadania:) Mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać a może nawet będziesz je dodawać częściej, bo mogę je czytać bez końca. Super:)
OdpowiedzUsuń